Ponury czas

Bocian dzieci nie przynosi.
Słowik stracił srebrny głosik.
Dawno milczy ptasie radio w smętnym borze
Echo z rzadka coś odpowie.
Bąknął gnuśnie dzięcioł sowie;
„Sójka znowu nie wybrała się za morze.”

Trzy krasnale po pas w błocie
suną dzielnie w czoła pocie.
Do psot chęci odebrała im szaruga.
Dziś cel jeden mają skrzaty.
Wojtusiowej dopaść chaty.
Tam przynajmniej z popielnika iskra mruga.

Świerszcz w kominie coś tam bzyka,
ale smutna to muzyka.
Jeż niemrawo przytupuje, bo już senny.
Za to wicher, niegodziwiec,
huczy, wyje przenikliwie,
a o szyby cicho dzwoni deszcz jesienny.

Nie tańcują dwa Michały,
bo na grypę zapadł mały.
Kotek Ali na przypiecku miejsce mości.
Idzie zima krok po kroku.
Trzeba czekać aż pół roku,
by radosny, letni nastrój znów zagościł.